MARCHEW JAKO OWOC I „DYKTAT BRUKSELI" - MITY O UNII EUROPEJSKIEJ

Tekst ekspercki Jana Pabisiaka

30 czerwca 2025 r. Polska zakończyła swoje drugie w historii prezydencję (przewodnictwo) w Radzie Unii Europejskiej. Na ocenę wykorzystania możliwości tej funkcji przez ostatnie 6 miesięcy przyjdzie jeszcze czas (także w związku z przejęciem części priorytetów Polski przez następną w kolejce Danię). Okres ten był jednak bez wątpienia korzystny dla naszego kraju w związku z organizacją na „naszym terenie” większości kluczowych wydarzeń politycznych i eksperckich związanych z tematami palącymi dla całej Europy. Obecność ministrów, urzędników instytucji unijnych, europosłów czy działaczy społecznych z dziedziny bezpieczeństwa, cyfryzacji czy klimatu umożliwiła polskim środowiskom rządowym, biznesowym i naukowym o wiele lepszy dostęp do liderów i interesariuszy z reszty państw członkowskich UE.

Przy okazji półrocznej polskiej prezydencji dochodziło jednak do kwestionowania sensu obecności Polski w strukturach Unii oraz oskarżeń pod adresem tej ostatniej o deficyt demokracji, biurokratyczne wymysły i wychodzenie poza ramy traktatów unijnych. O ile kondycja UE zdecydowanie miewała lepsze okresy w swej historii, a jej skomplikowane mechanizmy funkcjonowania i presja na dokonywanie kompromisów między partiami i państwami zniechęcają zwolenników zdecydowanych działań, o tyle część opinii o Unii bazuje na dezinformacji lub manipulacji faktami, o czym poniżej.

Jednym ze słynniejszych mitów używanych w krytyce struktur unijnych jest ten o uznaniu przez nie marchwi za owoc. Powstał on dzięki zniekształceniu prawdziwego zabiegu prawnego, jaki został dokonany przez instytucje UE przy tworzeniu Dyrektywy 2001/113/WE z dnia 20 grudnia 2001 r. dotyczącej m.in. dżemów i galaretek. W związku z tym, że m.in. w Portugalii produkuje się tradycyjne dżemy właśnie z marchewek, warzywo to zostało dla ułatwienia „wciągnięte” w zbiór owoców, tak, by nie było konieczne wielokrotne wymienianie w tym akcie prawnym każdej bazy marmoladowej z osobna.

Bardzo często w przestrzeni informacyjnej pojawiają się też zarzuty o narzucanie państwom narodowym określonych rozwiązań przez „Brukselę”  przez którą rozumie się w zależności od kontekstu Komisję Europejską, Parlament Europejski, Radę Unii Europejskiej, Trybunał Sprawiedliwości lub też Europejski Bank Centralny. Pomijając, że dwie ostatnie instytucje działają w Luksemburgu i Frankfurcie nad Menem, a nie w stolicy Belgii, trudno byłoby uznać aktywność którejkolwiek z nich za nieograniczony „dyktat”.

Po pierwsze, to do państw członkowskich i ich społeczeństw należy decyzja o pozostaniu bądź wyjściu z Unii Europejskiej, tak więc podleganie prawu unijnemu jest całkowicie dobrowolne. Po drugie, żadna z wymienionych instytucji nie posiada samodzielnej władzy w Unii.

Komisja Europejska inicjuje nowe akty prawne (często sugerowane przez państwa członkowskie), tak więc jej funkcjonowanie wymaga pracy tysięcy urzędników (choć cała Komisja liczy sobie mniej urzędników niż Paryż) i specjalistów, dbających o szczegóły techniczne każdej propozycji. Parlament Europejski składa się z europosłów wybieranych w wyborach powszechnych, tak więc traktowanie go jako ciała oderwanego od obywateli państw członkowskich jest bezzasadne.

Rada Unii Europejskiej, która wraz z Parlamentem podejmuje decyzje o przyjęciu aktu prawnego, składa się z ministrów rządów państw członkowskich, tak więc na jej funkcjonowanie obywatele wpływają podczas każdych wyborów parlamentarnych w swoim kraju.

Wszystkie państwa członkowskie są również obecne w Trybunale Sprawiedliwości (choć jego sędziowie nie reprezentują tam interesów państwowych), który zapewnia jednolite stosowanie i interpretowanie prawa unijnego na terenie całej UE, bez czego nie miałoby ono żadnego znaczenia – obywatel polski nie mógłby na przykład korzystać w Niemczech z tych samych praw unijnych co w Polsce.

W końcu Europejski Bank Centralny, w którego Radzie Prezesów Polska nie jest reprezentowana, nie ma bezpośredniego wpływu na sytuację w naszym kraju – to do polskiego społeczeństwa należy decyzja o zastąpieniu złotówki walutą euro i przez to przystąpieniu do Strefy Euro i współdecydowaniu o jej polityce poprzez europejski bank.

Jak widać, popularne w debacie publicznej zarzuty wobec Unii Europejskiej często tracą na wartości po zderzeniu z faktami. Nie oznacza to, że Unia nie wymaga stałej współpracy międzynarodowej, reform czy konstruktywnej krytyki. Znaczy to tylko tyle, że by lepiej zrozumieć, czym jest UE i jaki ma wpływ na nasze życie i funkcjonowanie naszej firmy, musimy być gotowi na wysiłek samodzielnego weryfikowania informacji i ciągłego edukowania się o postępach aktywności „Brukseli”, a więc i naszego państwa w Europie.

Jan Pabisiak
Tekst ekspercki Julii Jędrachowicz
14 listopada 2025
Tekst ekspercki Martyny Maconko
31 października 2025